piątek, 23 grudnia 2011

Wesołych Świąt!

Zastanawia mnie taka sprawa. Jeśli przychodzą do Was kartki z życzeniami (jeśli jeszcze takie otrzymujecie), bądź życzenia w innej formie - to czytacie je czy tylko zerkacie na nadawcę?
Ja swojej odpowiedzi się wstydzę...

Wszystkim, którzy zaglądają na tę stronę - wszystkiego najwspanialszego na te nadchodzące dni :) Wesołych świąt!


środa, 21 grudnia 2011

Santa Claus is coming to town

Święta za pasem, śnieg za oknem - nie może więc zabraknąć Michaela Buble w świątecznej, muzycznej zapowiedzi. Mhm...


Ja tam lubię :)

Mój dzień w książkach



Gdy człowiek rozpocznie wędrówkę po blogach, to daję słowo - przestać nie może. Trafiłam dziś na świetny blog Płaszcz zabójcy, a stamtąd to już jeden krok do Lektur Lirael. A tam zabawa w "mój dzień w książkach". I czytelnicze podsumowanie roku 2011. Niewiele w tym roku przeczytałam, więc musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby uzupełnić ten tekst:

Mój dzień w książkach
Zaczęłam dzień (z) _____. 
W drodze do pracy zobaczyłam _____ 
i przeszłam obok _____, 
żeby uniknąć _____ , 
ale oczywiście zatrzymałam się przy _____. 
W biurze szef powiedział: _____. 
i zlecił mi zbadanie _____. 
W czasie obiadu z _____ 
zauważyłam _____ 
pod _____ . 
Potem wróciłam do swojego biurka _____. 
Następnie, w drodze do domu, kupiłam _____ 
ponieważ mam _____.
Przygotowując się do snu, wzięłam _____ 
i uczyłam się _____, 
zanim powiedziałam dobranoc _____ .

No to lecimy. Mój dzień w książkach wygląda tak:

Zaczęłam dzień w krakowskiej matni. W drodze do pracy zobaczyłam kochanka śmierci i przeszłam obok diamentowej karocy, żeby uniknąć koronacji, ale oczywiście zatrzymałam się przy lustrach miasta.
W biurze szef powiedział: Amore, amore i zlecił mi zbadanie nielegalnych związków
Potem wróciłam do swojego biurka biegnąc. Następnie, w drodze do domu, kupiłam przepis na życie, ponieważ mam kuchnię Franceski.
Przygotowując się do snu, wzięłam listy na wyczerpanym papierze i uczyłam się kuszenia losu zanim powiedziałam: dobranoc kochanie, chcę ci powiedzieć.

Bartłomiej Sas, W krakowskiej matni

Wzięłam do czytania, chociaż recenzja, którą usłyszałam nie zachęcała do tego. Po przeczytaniu wiem, dlaczego. Ta książka może się nie podobać. Mnie się nawet spodobała, chociaż mogłaby być bardziej dopracowana. Pod każdym względem. Notka tutaj.


niedziela, 18 grudnia 2011

Filcowe kwiatki - kolczyki

Zima w kalendarzu, ale w uszach wiosna. Oto kolczyki, które inaugurują moje filcowe wycinanki. Co prawda, jak na razie to pierwszy, jedyny egzemplarz i nie wiadomo, kiedy powstaną następne. Ale na pewno będą :) Może dzięki nim wiosna szybciej się zjawi?



Powtórka z... broszki - sutasz

Został mi ostatni kamień. Dwa poprzednie wykorzystałam do zrobienia tych broszek, a ten zostawiłam na "czarną godzinę". I kto wie, czy ta właśnie nie nadeszła? Do zrobienia tej broszki, tak jak poprzednio, wykorzystałam koraliki z białej masy perłowej.



Fioletowy komplet - sutasz

Długo szukałam koncepcji na ten komplet. Wykorzystałam szklane kaboszony, które przygotowałam kolorystycznie pod całość. Efekt jest inny od tego, który do tej pory uzyskiwałam. Ale ostatecznie - jestem zadowolona.

Broszka (w tle widać kolczyki)


Kolczyki


piątek, 16 grudnia 2011

Rafał Podraza, Magdalena, córka Kossaka

O książce usłyszałam krótko po jej ukazaniu się. I wtedy chyba po raz pierwszy zetknęłam się z Magdaleną Samozwaniec. O książce opowiadała mi Panna Lulu, która ją przeczytała i była zachwycona. No i stało się! Po ponad czterech latach w końcu do niej dotarłam i przeczytałam. :) Notka tutaj.
W wyborach czytelniczych będę aż do końca stycznia monotematyczna, bo Kossakowie będą dominować. Osobiście mi to nie przeszkadza ;-)


Reklama dźwignią handlu - part I

Kilka tygodni temu dostałam możliwość obejrzenia 4 roczników czasopism ukazujących się na początku lat 30. ubiegłego wieku. Czasu na przeczytanie wszystkiego nie miałam (a szkoda, bo chętnie bym poczytała), ale obejrzałam sobie wszystkie numery i podziwiałam reklamy. Jeśli myślicie, że dzisiejsze gazety są przesiąknięte reklamami - jesteście w błędzie. Już w Dwudziestoleciu Międzywojennym gazety naszpikowane były reklamami. Na dziś wybrałam te wpisujące się w świąteczny klimat. Reklamy pochodzą z pisma "Na Szerokim Świecie".

Bałwan z receptą "uchroni niezawodnie" ;-)


Oto jak powinni o nas dbać producenci ozdób. Jedno pudełko, a w nim wszystko co potrzebne. No i jeszcze kolENdy. Klient naprawdę był ważny ;-)))


Mario Puzo, Rodzina Borgiów

Przeczytałam :) Długo to trwało, ale też "Rodzina Borgiów" - jak dla mnie - nie jest książką, którą się czyta w jedno popołudnie. Moja ciekawość - jeśli chodzi o tę rodzinę - cały czas rośnie. A po obejrzeniu pierwszego sezonu serialu o tym tytule... nawet jest coś na kształt sympatii... Notka o książce tutaj.


poniedziałek, 12 grudnia 2011

Na festiwalu...


było się...
Już w listopadzie ten weekend był zarezerwowany na Festiwal Sztuki i Przedmiotów Artystycznych. Bardzo dużo sobie po nim obiecywaliśmy. A przynajmniej ja. I muszę przyznać, że nie do końca festiwal spełnił moje oczekiwania i wyobrażenia, chociaż - było też co podziwiać.
Oto kilka zdjęć stoisk, które rzeczywiście przykuły moją uwagę...

Firma Inkluz. Nazwę warto zapamiętać, bo mają bardzo charakterystyczne, kolorowe i niesamowite rzeczy. Po raz pierwszy zachwyciliśmy się nimi na imieninach ulicy Św. Marcin. Fascynacja trwa...



Stoisko pani, która "rzeźbi" w świecach. Nie umiem tego dokładnie opisać. Powiem tylko, że to, co widać na zdjęciu - to świeca. Można spokojnie ją zapalić i cieszyć się niesamowitymi wrażeniami świetlnymi.


Do malowania na materiale się przymierzamy, dlatego - korzystając z okazji - nabyliśmy kilka niezbędnych do tego akcesoriów. Ciekawe, co z tego wyjdzie...


Filc. Ostatnio zarzucony, ale zamierzam do niego wrócić, gdy tylko czas mi na to pozwoli. Tu - po raz kolejny się przekonałam, że możliwości, jakie daje filc - są po prostu nieograniczone!


Nie pozostaje nic innego, jak tylko wziąć się do roboty! Hahahahaha

Magdalena Samozwaniec, Karki z pamiętnika młodej mężatki

Czytanie o rodzie Borgiów - choć fascynujące - jakoś przeciąga się w czasie. A że przy okazji przygotowywania materiałów na temat rodziny Kossaków wpadła mi w ręce "najnowsza książka" Magdaleny Samozwaniec, to przeczytałam ją. W międzyczasie :D. Notka o książce - jak zawsze tutaj.


piątek, 9 grudnia 2011

Groźba

Doszłam do wniosku, że potrzeba trochę świeżego oddechu i nieco uśmiechu po naprawdę wyczerpujących tygodniach ciężkiej pracy :) Mam pewien pomysł, jak to zrealizować - dziś pierwsza odsłona.
Zdjęcie zostało zrobione w drodze do pracy bardzo wczesnym porankiem. Aż odetchnęłam z ulgą, że nie dojeżdżam rowerem, bo autor tego napisu chyba nie żartuje...


Bez komentarza :)

środa, 7 grudnia 2011

Kolczyki z granitu

I na koniec dzisiejszego maratonu - kolczyki wykonane z masy plastycznej. Małe wałeczki zawieszone na rzemyku. Właśnie takie, jak sobie wymyśliłam!


Granitowy medalion

Swego czasu zafascynowałam się masami plastycznymi. I to efekt pracy z taką właśnie masą. Od razu zapowiadam, że to dopiero początek. Reszta czeka na przypływ odrobiny weny i czasu, którego ciągle mało.
Nie do końca jestem zadowolona z efektu, ale na początku tak zawsze jest :)


Naszyjniki decoupage - edycja grudniowa

Co tu dużo mówić? Osoby, które od czasu do czasu zaglądają na bloga - wiedzą, że to nie pierwsze egzemplarze wykonane tym sposobem.





Kolorowy decoupage - komplet

Moja kolekcja papierów do techniki decoupage rośnie bardzo szybko. Bo często kupuję, ale odkładam. Tutaj było inaczej. Papier zwrócił moją uwagę i wiedziałam od razu, co chcę z niego zrobić. Powstał naszyjnik - w ciemnych tonacjach, ale tak naprawdę żywy i bransoleta. Mnie się podobają.




Drobinki drewniane - naszyjnik

Przyznaję się... rodzaj splotu podpatrzyłam w jednym z poznańskich sklepów jubilerskich. Pomyślałam , że jest taki prosty, że muszę go wykorzystać. I wykorzystałam. Pomogły mi w tym malutkie koraliki drewniane. Kiedyś zastanawiałam się, do czego można takie maleństwa wykorzystać. Jak widać - na przykład do zrobienia takich naszyjników.

Krótszy - pomarańczowy na brązowej wstążce atłasowej



Dłuższy - fioletowo-turkusowo-srebrny, na srebrnej wstążce atłasowej



Apetyczne fiolety - naszyjnik

Idąc za ciosem, a przede wszystkim za tym, że splot spodobał mi się i opanowałam go w stopniu zadowalającym, zrobiłam jeszcze jeden naszyjnik. Chociaż tego nie widać, zrobienie całości zabiera naprawdę dużo czasu, dlatego pewnie zajęło mi to dwa wieczory, a właściwie czas, jaki mi pozostał po przyjściu z pracy.



wtorek, 6 grudnia 2011

Grudniowy optymizm - naszyjnik

Nowy-stary pomysł na naszyjnik. Splot zrobiony na wzór mojego ulubionego naszyjnika, który kupiłam wiele lat temu i cały czas noszę. Ten - kolorowy (zrobionych z koralików drewnianych, flokowanych, sznurkowych, akrylowych) - w sam raz na rozproszenie szarych, ciemnych dni.



poniedziałek, 5 grudnia 2011

Pióra na zielono

Pewnie niektórzy w to nie wierzą, ale ja naprawdę lubię jeść. Lubię jeść to, co mi smakuje. A pióra na zielono mi zasmakowały i w ciągu jednego tygodnia zdążyłam zrobić je dwa razy i usłyszeć, że są bardzo smaczne. Nie dość, że smaczne, to robi się je błyskawicznie. 20 minut i wspaniały obiad wjeżdża na stół. 



Składniki (dla 4 osób):
500 g makaronu typu pióra
500 g szpinaku rozdrobnionego mrożonego
50 ml mleka
3 łyżki majonezu
4 łyżki startego żółtego sera (np. parmezan)
2 ząbki czosnku
1 łyżka oleju (u mnie oliwa)
1 cebula

Sposób przygotowania:
Czosnek i cebulę obrać, posiekać i podsmażyć na oliwie. Dodać rozmrożony szpinak, wymieszać, smażyć przez 5-6 minut. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Do szpinaku dodać mleko i gotować jeszcze minutę. Zdjąć z ognia i dodać majonez, wymieszać. Makaron przygotować wg przepisu na opakowaniu (polecam wstawić wodę na makaron i w tym czasie zająć się sosem - na pewno zdążycie :)) Na ugotowany makaron wyłożyć sos szpinakowy i posypać tartym serem. Mniam!


niedziela, 27 listopada 2011

Zapiekanka gyros

"U cioci na imieninach..." to wiadomo co jest. A u mojej cioci - nie tylko na imieninach - jest zawsze pyszne jedzenie. Tej zapiekanki u niej nie jadłam, ale za to dostałam przepis na danie pyszne, syte i szybkie do przygotowania. Jeśli lubicie smak mięsa przyprawionego gyrosem, to polecam. Mój A. lubi, więc zrobiłam na kolację. 
Zdjęcia słabe, ale jakie mogą być, gdy się je robi o 21 i na szybko, bo zapiekanka stygnie?
Sam przepis pochodzi z jakiejś gazety, ale... nie podam tytułu, bo nie wiem.


Składniki:
2 woreczki ryżu,
mały słoik majonezu,
ketchup,
żółty ser (u mnie ok 20 dag),
2 filety z kurczaka,
2 cebule,
1/2 opakowania przyprawy gyros,
kilka ogórków konserwowych,
czerwona papryka

Ryż gotujemy, ale kilka minut krócej niż zaleca producent (ryż będzie jeszcze zapiekany), a następnie wykładamy go do naczynia żaroodpornego wysmarowanego masłem. Smarujemy majonezem (pół słoiczka), ketchupem i posypujemy 1/3 startego sera. Cebulkę szatkujemy, a filety kroimy w dość dużą kostkę i wcieramy w nie przyprawę. Następnie na rozgrzanej oliwie szklimy cebulę i dodajemy mięso. Podsmażamy. Gdy mięso jest gotowe, układamy je w naczyniu i posypujemy 1/3 sera. Ogórki kroimy w plasterki i razem z pokrojoną papryką układamy na serze. Ponownie smarujemy majonezem, ketchupem i posypujemy resztą sera. Zapiekamy ok. 30 minut w 170 stopniach. 
Naprawdę pyszne! Mniam!


Tam, gdzie tutorial nie może...

Aż trudno mi uwierzyć w to, że to dopiero moje pierwsze warsztaty :D Czasem jednak lepiej jest, gdy ktoś, kto się zna - pokaże, jak należy coś zrobić i czego użyć. Uczenie się na własnych błędach i robienie czegoś "na wyczucie" mam co prawda opanowane, ale umieć zrobić coś od początku do końca tak, jak należy - można by rzec... bezcenne.



Poczułam się autentycznie wyróżniona, gdy dostałam zaproszenie na warsztaty zorganizowane przez Pasart.pl, zwłaszcza, że tematyka trafiała w moje zainteresowania.

Decoupage, który wykorzystuję (chociaż robię to baaaardzo intuicyjnie) z elementami scrapbookingu (do którego dopiero się przymierzam) miałam możliwość obserwować u mistrzyni tych sztuk - Michelle. A ze strony praktycznej - powstały dwa drewniane wisiorki (arcydzieło to nie jest, ale chodziło mi raczej o podpatrzenie "jak to się robi prawidłowo")



Na zajęcia z fotografii bardzo się ucieszyłam, bo problem z prawidłowym oświetlaniem zdjęć to moja zmora. Dzięki podpowiedziom Agnieszki wiem, jak sobie poradzić ze światłem w zimowe, krótkie dni, gdy światła naturalnego nie ma dużo, a jeśli jest - jest raczej słabe.

Trzecia część zajęć to coś, na co najbardziej czekałam. Nijak nie mogłam nauczyć się techniki szydełkowania z użyciem koralików z tutoriali. A muszę powiedzieć, że biżuteria taka jak ta, którą wyczarowuje Weronika już od dawna wzbudza mój niekłamany zachwyt i nieustające pytanie "jak to się robi???". Teraz już wiem. Nauczyłam się. Nieudolnie mi idzie, ale i tak jestem z siebie dumna, że zrobiłam to, co sobie założyłam.

Wydziergane na zajęciach:


I skończone dzisiaj przy świetle dziennym (to bransoletka będzie, jakby ktoś się zastanawiał, co autorka miała na myśli ;-)):


Bogatsza o doświadczenie i wiele przemyśleń załączam kilka fotek z samych zajęć, które odbyły się w poznańskiej "Zielonej Gęsi"... Kto wie... może to ten Gałczyński mnie natchnął? :D
Organizatorom dziękuję :)



Przy stole, na którym powstawały dzieła z decoupage'u. O, nawet mnie widać! :D

Moje stanowisko pracy przy szydełkowaniu. Oj, było co robić :D

Sesja zdjęciowa na koniec zajęć
Szczegóły na temat organizacji samych warsztatów, prowadzących i uczestniczek tutaj, a także tutaj




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...