
Oto państwo Kowalscy. Wpraszamy się do nich bez ich wiedzy i
zgody. Podglądamy - co jest w dzisiejszych czasach takie modne i powszednie.
Chociaż może to złe słowo, bo nie tyle podglądamy, co podsłuchujemy.
A małżonkowie nie milczą. Przeciwnie. Każdy temat jest dobry
do rozmowy, przy czym skrajnie różne charaktery Ireny i Pawła doprowadzają najczęściej do
kłótni. Pieprzu i smaczku dodają całości postacie epizodyczne, ale bardzo
wyraźne: w tym teściowa, która jest mistrzynią wbijania szpilek w sposób
niedostrzegalny acz bolesny. Nie można zapomnieć też o cioci-Jabłoni, która
swoją wizytą w domu państwa Kowalskich burzy cały ustalony porządek (swoją
drogą, to jeden z moich ulubionych odcinków).
Całość rozgrywa się na przestrzeni 15 miesięcy, każdy z
odcinków stanowi samodzielną jednostkę, ale wszystkie łączą się w spójną
historię. Nie będę jej opowiadać, bo to trzeba przeczytać :)
Bardzo podoba
mi się poczucie humoru Kuncewiczowej, zmysł obserwacji i umiejętność
charakteryzowania ludzi tylko i wyłącznie za pomocą słów, jakie wypowiadają (w
książce nie ma żadnych opisów, nie wiemy jak wyglądają bohaterowie, w jaki
sposób mówią, jakie są ich emocje). A przede wszystkim podoba mi się aktualność Kowalskich. Moje
wydanie jest z 1960 roku, a w radiu powieść nadawana była już w roku 1938. Czy
coś się zmieniło? Nadal narzekamy na pracę, pracodawców, kłócimy się z
mężami, żonami, a teściowe nadal nie są synonimem miłego.
Krótka próbka tekstowa. Scenka ze szpitala, w którym leżała
Irena. W odwiedziny przyszedł mąż:
- Czy podlewasz
asparagusy?
- A jakże. Kaktus
nawet co dzień na balkon wystawiam, żeby go deszcz dobrze przemaczał.
- Masz babo placek,
ależ Pawełku, jak mogłeś? Mówiłam ci przecież, że kaktus tylko raz na tydzień
podlewam, on potrzebuje suszy, on zgnije!
- Do licha!
Zapomniałem.
- A nie uważałeś, czy
pączków mu deszcz nie obtrącił?
- Jakich pączków? Tam
były jakieś takie narośle na liściach, poobcinałem, bo to szkodzi roślinie.
- Co? Narośle? Coś ty
zrobił, nieszczęsny! To właśnie pąki! Ach, Jezus Maria, Paweł ja nie mogę
dłużej tu być, ty mi wszystkie rośliny zmarnujesz, Boże, jak mi gorąco. Daj termometr!
Nie, nie ołówek – termometr.
- Nie rzucaj się tak, na Boga, czego się denerwujesz, nic ci nie zmarnuję, a gdyby nawet, to kupimy nowe kwiatki, asparagusy są teraz po groszu.
- Po groszu? Asparagusy takie jak moje? Pierzaste? No wiesz, aż mnie serce zabolało. (s.209)
I takich smaczków jest więcej: wspomniana wizyta cioci, czy też wszystkie sceny z teściową, odwiedziny przyjaciół.
Kilka lat temu mieliśmy w telewizji „Kasię i Tomka”, którzy
bardzo publiczności się spodobali, a byli napisani tak samo jak Kowalscy:
sytuacja, wydarzenie lub coś innego staje się tematem rozmowy, a następnie, z
każdym kolejnym zdaniem – atmosfera robi się coraz bardziej gorąca...aż do samego finału :)
Bardzo polecam.
Zobowiązałam się do przygotowania jakiejś inspiracji
biżuteryjnej. Powinno być łatwo, bo Irena jako modystka na pewno wiedziała, jak
się modnie i gustownie ubrać, zresztą Paweł często ją chwali: sprytna taka... żebyś ją zobaczył! Ubrana
zawsze jak laleczka, a wszystko razem trzy grosze kosztuje. Gust ma!
Na początku myślałam o kolczykach, ale okazało się, że panna
Kocia nie pozwoliła mi uszu przekłuwać.
Zdecydowałam się więc na wisiorek winogronowy. Dlaczego winogronowy? Bo dla
Ireny jest to swoisty wyznacznik dobrobytu i winogronami właśnie chce karmić
dziecko: A właśnie, że ja nie chcę, żeby
mojemu dziecku czegoś brakowało! Nie życzę sobie. Jak mnie przez całe
dzieciństwo paśli kartoflami, to memu dziecku należą się winogrona. Takie jest
moje zdanie.(s.235)
Wisiorek winogronowy, który powstał z kulek obszytych koralikami.
Maria Kuncewiczowa, Dni powszednie państwa Kowalskich.
Kowalscy się odnaleźli. Powieść radiowa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa
1960.
Notka powstała w ramach projektu
Lirael