Kilka dni temu Zacofany w lekturze ogłosił plebiscyt na książki, które czytało się w czasach szkolnych. Bardzo spodobał mi się ten pomysł, zwłaszcza, że uwielbiam powracać myślą do tamtych czasów. Z książkami różnie bywa, bo niekiedy powrót do tego, co kiedyś fascynowało i śmieszyło jest bolesny. Przynajmniej ja tak mam, że wolę nie wracać do niektórych powieści, bo wiem, że to już nie to, że tego nie czuję. Ale wspomnienia z tamtego okresu są wspaniałe.
Po szczegóły plebiscytu zapraszam tutaj i zachęcam do zabawy.
Oto książki, które kojarzą mi się z wakacjami, z podstawówką i z czasami, gdy miałam lat naście.
Joanna Chmielewska - teraz już nie pamiętam, czy najpierw widziałam "Lekarstwo na miłość" (według "Klina") czy zaczęło się od "Lesia". Jedno, czego jestem pewna, to że przy pierwszym czytaniu "Lesia" śmiałam się w głos. Z Chmielewską miałam taki problem, że jak się przyzwyczaiłam do jakiegoś bohatera, to później nie miałam ochoty się z nim rozstawać. Dlatego po "Większy kawałek świata" sięgnęłam dopiero wtedy, gdy zachęciła mnie Pani Modgliani. I skończyło się na wyszukiwaniu innych powieści z Tereską i Okrętką. Ze "Skarbami" było podobnie.
Edmund Niziurski - Niziurskiego poznałam dzięki Tacie, który uwielbia Marka Piegusa i aż dziwne, że ten egzemplarz jeszcze się trzyma, bo był czytany pewnie kilkadziesiąt razy przez wszystkich w moim domu. Od Marka się zaczęło i tak poszło... Wydaje mi się, że przeczytałam praktycznie wszystko, co Niziurski wydał. Na studiach nawet pokusiłam się o napisanie monografii jego twórczości w ramach pracy semestralnej.
Hanna Ożogowska - to dla mnie "Niziurski w spódnicy". Bardzo lubiłam i lubię nadal. Mam swoje ulubione tytuły, do których powracam co jakiś czas we wakacje.
Adam Bahdaj - przez lata (aż się nie chce wierzyć) znałam tylko "Wakacje z duchami". Braki nadrobiłam, gdy pisałam kolejną pracę w ramach zaliczenia roku. "Wakacje z duchami", to książka o wakacjach, które zawsze chciałam przeżyć, a jakoś nigdy się nie zdarzyło... Uwielbiam do tej pory. Film zresztą też.
Małgorzata Musierowicz - wspomnienie dotyczy właściwie tylko "Kłamczuchy", bo pozostałe części Jeżycjady poznałam (aż wstyd się przyznać) dopiero niedawno. Najpierw widziałam film, a potem przeczytałam książkę. Małgorzatę Musierowicz lubię za to, w jaki sposób pisze. To styl pełen ciepła i specyficznego humoru. No i akcja dzieje się w Poznaniu, więc nie można nie lubić.
Irena Jurgielewiczowa - tu tylko "Ten obcy", ale zaczytywałam się w "Innej", "Wszystko inaczej" i "Niespokojnych godzinach". A z "Tym obcym" mam miłe wspomnienia nie tyle z samej lektury, ale w ogóle z samą książką - kiedy ją dostałam, kiedy czytałam, itd.
Halina Snopkiewicz i Krystyna Siesicka- czyli powieści typowo dla dorastających dziewcząt. Wydaje mi się, że bardzo dobrze, że takie powieści są, bo (chyba) pomagają nastolatkom zrozumieć ten głupi czas, jakim jest okres dojrzewania, gdy nikt nic nie rozumie i w ogóle wszystko jest skomplikowane.
Brakuje na zdjęciu (nie mam własnego egzemplarza), ale do książek tamtych czasów zaliczam też "Czarne stopy" Seweryny Szmaglewskiej. Nigdy nie byłam harcerką i pewnie datego z taką zazdrością czytałam o przygodach Czarnych Stóp...
Dzień dobry, czy mogę policzyć Twój wpis jako głos w plebiscycie?
OdpowiedzUsuńBardzo fajna inicjatywa - przypomnieć sobie swoje ulubione książki. Pamiętam, że wręcz połykałam książki, pewnie sporo bym wymieniła, ale wybrać kilka ulubionych? Dziś trudno byłoby mi się zdecydować, za długo by to trwało :-)
OdpowiedzUsuńA jednak myślę, że warto wybrać choć kilka tych najulubieńszych, które najbardziej zapadło w pamięć.
UsuńCoś mi się zdaje, że pójdę pogrzebać w pudłach na strychu:)gdzieś tam moje stare tomiszcza zalegają, nabrałam chęci na wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńIdź, idź... Książkom będzie miło, że do nich zajrzysz, odżyją miłe wspomnienia... :)
Usuń