Co prawda śliwki powoli się kończą (a może się mylę?), ale cóż to za przeszkoda dla zdeterminowanych? Polecam dziś placek, który robiłam - przyznaję się - z ciekawości. Nie tyle, że w przepisie nie ma jajek (bo ciasto bez jajek już robiłam kiedyś i wyszło pyszne), ale za to jest siemię lniane! Jestem bardzo zadowolona z efektów, rodzina także, bo placek znikł w mgnieniu oka. Polecam. A przepis znalazłam tutaj.
Podaję z moimi drobnymi zmianiami.
Składniki:
2 szkl. mąki pszennej
1/2 szkl. cukru
4 łyżki kakao
łyżeczka proszku do pieczenia
łyżeczka sody
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
150 ml oleju
200 ml wody
2 łyżeczki siemienia lnianego zmielone, zalane 6 łyżkami wrzątku i odstawione na 5 minut
śliwki
Wykonanie:
Siemię lniane zmielić w młynku do kawy, przesypać do miseczki, zalać wrzątkiem i odstawić na 5 minut do napęcznienia.
Do miski wsypać wszystkie suche składniki: mąkę, kakao, cukier, proszek do pieczenia, sodę, wymieszać. Dodać siemię lniane, olej, wodę, ekstrakt i wszystko już dokładnie zmiksować.
Ciasto wylać do wyłożonej papierem formy (25x25cm).
Na wierzchu ukłożyć połówki śliwek.
Piec ok. 50 min w 180st.
Odważne zestawienie śliwek z kakałłłooo, ciekawe
OdpowiedzUsuńMonsieur B.
A jakie smaczne!!!
UsuńSmakowicie wygląda!!
OdpowiedzUsuńSwego czasu, gdy miałam dostęp do ogrodowych zbiorów śliwek - mroziłam je (umyte, rozcięte na pół, bez pestek) np. w pudełkach po Ramie. Takie opakowanie wystarczało na dużą blachę. Gdy przyszło co do czego, wyjmowałam owe śliwki i przed położeniem ich na ciasto (bez rozmrażania) małym nożykiem zrywałam z nich skórkę, co szło bardzo szybko i łatwo. Śliwki pozbawione skórki (dość twardej) mają o wiele lepszy smak :-).
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego, najlepszego w Nowym Roku!